mala firma moze byc mobilna

Każdego dnia rośnie liczba osób korzystających ze smartfonów i urządzeń mobilnych, a każdego dnia coraz więcej osób zaczyna korzystać z urządzeń mobilnych w celu uzyskania dostępu do Internetu. Oznacza to, że każda mała firma powinna korzystać z marketingu mobilnego .

Słabe strony bramka sms

Jeśli Twoja mała firma nie korzysta jeszcze ze strategii i technik marketingu mobilnego, nadszedł czas, abyś dołączył i zaczął wprowadzać na rynek za pośrednictwem mobilnej sieci Web. Ostatnie szacunki wskazują, że około dwa razy więcej osób korzysta z telefonów komórkowych w porównaniu z osobami, które po prostu korzystają z internetu.

Szczegóły techniczne bramka sms

Internet był świetną platformą reklamową, a teraz wraz ze smartfonowym szaleństwem jest jeszcze lepszym źródłem reklamy. Wiele firm swój sukces zawdzięcza reklamie internetowej.

Bezpieczeństwo korzystania z bramka sms

Twoja firma może również skorzystać na marketingu mobilnym i reklamie, dzięki czemu możesz zacząć widzieć większą sprzedaż i większe zyski. Marketing mobilny dla małych firm jest łatwiejszy niż myślisz. Na przykład, jeśli Twoja firma korzysta już z masowych kampanii e-mailingowych przez Internet, kampania marketingowa SMS-owa jest praktycznie taka sama bramka do T-Mobile . Jedyne różnice polegają na tym, że musisz gromadzić numery komórek, a nie adresy e-mail, aby wyrazić zgodę, i że wiadomości będą dostarczane natychmiast na telefony komórkowe docelowych odbiorców, a nie wysyłane do skrzynki odbiorczej poczty e-mail, która pewnego dnia zostanie otwarta (być może). . Mobilne kampanie marketingowe są zazwyczaj dość przystępne cenowo, zwłaszcza w porównaniu z tradycyjnymi kampaniami marketingowymi w druku bramka sms .

Cztery mity o bramka sms

Wiele firm zajmujących się marketingiem mobilnym chce z Tobą współpracować, aby dowiedzieć się, które strategie marketingu mobilnego mogą najlepiej pomóc Twojej firmie w zwiększeniu widoczności, przyciąganiu klientów i zwiększaniu sprzedaży. Nie wszystkie firmy korzystają obecnie z marketingu mobilnego, więc jest to świetny czas na rozpoczęcie, aby znaleźć się w czołówce tej szybko rozwijającej się branży. Małe firmy mogą również używać niestandardowych aplikacji mobilnych i używać ich jako narzędzi do reklamy mobilnej.

Specyfikacja techniczna bramka sms

Z pomocą zespołu TrueNorth3 Mobile możesz zacząć tworzyć i projektować aplikację mobilną dla swojej firmy, a także rozpocząć działania w zakresie marketingu mobilnego i reklamy mobilnej z pomocą wykwalifikowanych profesjonalistów, którzy wiedzą, co trzeba zrobić, aby odnieść sukces z urządzeniami mobilnymi kampanie marketingowe . Marketing mobilny nie ogranicza granic, więc zdecydowanie nadszedł czas, aby rozwinąć skrzydła. Ostatnia wskazówka – platformy mediów społecznościowych to podatny grunt dla właścicieli małych firm, którzy chcą zachęcić ludzi do rozmowy o swojej marce. Dostęp do mediów społecznościowych mają tysiące ludzi z całego świata. Nie ma prawie żadnej grupy demograficznej, do której nie można dotrzeć za pośrednictwem mediów społecznościowych. Jeśli nie sprawdziłeś, czy Twoja firma jest omawiana w mediach społecznościowych, zdecydowanie powinieneś się przyjrzeć.

Zaszufladkowano do kategorii Bez kategorii | Dodaj komentarz

Szczepionka na koronawirusa

Co mają wspólnego Pakistan, Wielka Brytania, USA i Australia? Cóż, wiele rzeczy może przyjść na myśl, ale, co zaskakujące, wszyscy zmagają się z jedną z najczęstszych chorób, którym można zapobiegać przez szczepienia. koronawirus.

Oto kolejne pytanie. Która szczepionka została zakazana w agencji Południowego Waziristanu w pakistańskim regionie FATA (Federalnie Administrowany Obszar Plemienny)? Cóż, jeśli odgadłeś koronawirusa, masz rację tylko częściowo. Podczas gdy koronawirus jest jedyną szczepionką zakazaną w Północnym Waziristanie, w Południowym Waziristanie WSZYSTKIE szczepionki zostały zakazane przez Talibów, co spowodowało całkowitą śmierć, której można było zapobiec.

Wirus koronawirusa został po raz pierwszy wyizolowany w 1954 r., Prawie 60 lat temu, aw tym roku mija 50 lat od opracowania atenuowanej szczepionki przeciw odrze. Mimo to niektóre najbardziej i najsłabiej rozwinięte kraje walczą ze zwalczaniem koronawirusa. Powody są różne. W Stanach Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii wciąż trwająca historia wielokrotnie obalanych badań, w których sugerowano, że szczepionka covid jest powiązana z autyzmem, przyczynia się (między innymi) do wahania i odmowy szczepień przez niektórych rodziców, podczas gdy w Pakistanie niekoniecznie są to rodzice dzieci, które się wahają lub decydują się odmówić szczepienia , ale lokalny lider.

W Wielkiej Brytanii szczepionka na koronawirusa nagłówki „Szczepionka covid najwyższa od dziesięcioleci” w porównaniu z nagłówkami, że Wielka Brytania doświadcza jednych z najgorszych epidemii koronawirusa od dziesięcioleci, wydają się sprzeczne. W rzeczywistości „zakres zaszczepienia covid” nie oznacza całkowitego pokrycia populacji, ale pokrycia dla obecnej kohorty dzieci, które kwalifikują się do szczepienia. Nie obejmuje wszystkich, którzy nie byli szczepieni w latach, w których dominowały lęki lub którzy nie byli szczepieni z innych powodów.

W Stanach Zjednoczonych ogólnie wysokie średnie wartości osób zaszczepionych maskują lokalne kieszenie osób niezaszczepionych, które napędzają utrzymujące się epidemie koronawirusa. W 2011 roku CDC donosi, że wśród przypadków koronawirusa u osób w wieku od 16 miesięcy do 19 lat 76% dotyczyło osób niezaszczepionych, a brak szczepień nie był spowodowany przyczynami medycznymi. Więc wniosek jest taki? Nawet jeśli istnieje naukowe zrozumienie i dostępne jest przystępne cenowo, skuteczne narzędzie profilaktyczne, nie zrobimy postępu w dziedzinie zdrowia publicznego bez uwzględnienia realiów społecznych i politycznych, które otaczają technologie, polityki i programy szczepień i pozwalają lub nie pozwalają na to. w pełni zrealizowane

Zaszufladkowano do kategorii Bez kategorii | Dodaj komentarz

wiadomości tekstowe dla każdego

Każda organizacja chce znaleźć lepszy sposób łączenia się z klientami. Chociaż niektórzy mogą pomyśleć, że wiąże się to z dużą strategią mediów społecznościowych lub kosztownym spersonalizowanym marketingiem bezpośrednim, odpowiedź może być w Twojej dłoni.

Usługi wiadomości tekstowych szybko stają się idealnym sposobem dotarcia do klientów, ponieważ prawie każdy ma urządzenie, które może je odbierać Bramka SMS

Podczas gdy niedawny artykuł z All Africa dowodzi, że RPA musi zacząć korzystać z marketingu SMS-owego, argument ten można łatwo dostosować do każdego rynku.

„Platforma oferuje wyjątkowy moment na zaangażowanie konsumentów, w którym firmy są w stanie niemal natychmiast dostarczyć swoim rynkom docelowym to, czego potrzebują” – czytamy w artykule. „Pomagają biznesowi na wiele sposobów”.

Według artykułu, wiadomości SMS mają wskaźnik odczytu 97 procent i są potwierdzane przez odbiorcę średnio w ciągu czterech lub pięciu minut. Co więcej, badania pokazują, że przeciętny człowiek może wytrzymać chęć czytania wiadomości tylko przez 120 sekund. Ta strategia poprawia również współczynnik odpowiedzi, ponieważ wiadomości tekstowe oferują najszybszy sposób odpowiadania na wiadomość. Bramka SMS do Play

Strategię SMS można również wykorzystać jako uzupełnienie innych opcji, ponieważ adresy URL można łatwo włączyć. Pomaga to również stworzyć bardziej spersonalizowaną i swobodną interakcję między firmą a jej klientami.

https://hcen.salud.uy/web/bramkasms

Zaszufladkowano do kategorii Bez kategorii | Dodaj komentarz

Rzucanie palenia? Spróbuj wysłać SMS-a

Czy jesteś jednym z milionów Amerykanów próbujących rzucić palenie? Motywacyjne wiadomości tekstowe mogą być skuteczniejsze niż chodzenie na zimny indyk, ujawnia nowa analiza medyczna. Bramka SMS

Metaanaliza przeprowadzona przez Cochrane Collaboration stwierdziła, że palacze, którzy otrzymali uprawniające teksty-zachętę, pomoc i porady na temat rzucenia palenia, skutecznie wstrzymały się od palenia więcej niż tych, którzy nie otrzymywali żadnych motywacyjne teksty.

W badaniu wykorzystano dane z 5 różnych badań, aby uzyskać szerszą wizję skutków interwencji mobilnej. „Potrzebne są innowacyjne i skuteczne interwencje w rzucaniu palenia, które będą atrakcyjne dla osób, które nie mają dostępu do tradycyjnych usług rzucania palenia” – stwierdzili autorzy analizy. „Telefony komórkowe są szeroko stosowane i obecnie są dobrze zintegrowane z codziennym życiem wielu, zwłaszcza młodych dorosłych. Telefony komórkowe są potencjalnym medium do dostarczania programów zdrowotnych, takich jak rzucanie palenia – bramka sms za darmo”.

Autorzy doszli do wniosku, że „interwencje przeprowadzane przez telefony komórkowe mogą pomóc ludziom rzucić palenie”.

Kolejny inspirujący przykład wszechstronności i nieograniczonych możliwości SMS-ów.

Zaszufladkowano do kategorii Bez kategorii | Dodaj komentarz

Jak wybrać najlepsze słuchawki?

Muzyka może nam towarzyszyć zawsze i wszędzie. Zarówno przy odpoczynku na domowej kanapie, jak i w podróży pociągiem czy podczas intensywnych ćwiczeń w siłowni. Tak różne jak okoliczności użycia odtwarzaczy MP3 są również wymagania stawiane przez użytkowników wobec swojego sprzętu. Możemy wyróżnić co najmniej dwa rodzaje słuchaczy muzyki: typ sportowy, który nawet podczas joggingu nie chce zrezygnować ze swoich ulubionych utworów, oraz typ konesera, który delektuje się dźwiękiem, stawiając najwyższe wymagania wobec jego jakości. Niezależnie od tego, czy preferujemy klasyczne słuchawki nauszne, czy modele douszne, odnajdziemy sprzęt odpowiadający dokładnie naszym wymaganiom.

Wyniki testów przydadzą się szczególnie potencjalnym użytkownikom słuchawek dousznych typu ear-plugs (utrzymujących się w małżowinie) lub in-ear-plugs (umieszczanych w kanale słuchowym), gdyż ze względów higienicznych nie możemy ich przymierzyć w sklepie. Poza słuchawkami istnieje oczywiście szeroka oferta akcesoriów do odtwarzaczy MP3: mobilne głośniki, futerały, torby lub nawet sprzęt specjalistyczny, taki jak kompletne podwodne wyposażenie do odtwarzacza iPod mini. Zamiast głośników

W sprzęcie stereo bardzo ważne są głośniki, a w przypadku odtwarzaczy MP3 decydujące znaczenie dla jakości dźwięku mają słuchawki. Wybraliśmy 10 różnych modeli słuchawek, by je szczegółowo przetestować. Rozpiętość cen jest spora – najtańszy sprzęt w naszym rankingu kosztuje około 60 złotych, a najdroższy – ok. 200. Przy tym jakość dźwięku bynajmniej nie jest kilka razy lepsza w przypadku produktów najdroższych w stosunku do modeli najtańszych. Stabilność i wygoda Idealne słuchawki dla najaktywniejszych słuchaczy muzyki powinny przede wszystkim dobrze i pewnie utrzymywać się na głowie, jednak nie mogą ani uciskać, ani obcierać uszu. Sprzęt powinien też zachować równowagę pomiędzy wystarczająco mocnym nagłośnieniem a przepuszczalnością dźwięków zewnętrznych, by podczas uprawiania joggingu słyszeć zarówno muzykę, jak i… dzwonek roweru przejeżdżającego obok.

Z reguły dobrze utrzymują się tradycyjne słuchawki nauszne. Typ douszny, jeżeli uwierzymy poświęconym temu tematowi badaniom, naprawdę dobrze utrzymuje się tylko u połowy użytkowników. Poza tym, do słuchawek typu in-ear, utrzymujących się nie w małżowinie, lecz wewnątrz samego kanału słuchowego, trzeba się przyzwyczaić. Modele Creative’a czy Sony, które należą do czołówki, to właśnie sprzęt tego rodzaju. Podczas uprawiania sportu okazuje się, że typ in-ear ma w stosunku do innych słuchawek kolejną wadę – ponieważ ich budowa odpowiada zatyczkom do uszu, izolują użytkownika od otoczenia. Może to być niebezpieczne podczas jazdy na rowerze bądź uprawiania joggingu.

W związku z tym, że uszy są odizolowane, wyraźniej odbieramy dźwięki własnego ciała, takie jak bicie serca czy oddech, a do ucha przenoszone są bezpośrednio odgłosy tarcia i drapania kabla o ubranie. Wszystko to sprawia, że dodatkowo zwiększamy głośność odtwarzanej muzyki i tym samym podnosimy prawdopodobieństwo niesłyszenia dźwięków ruchu drogowego czy osób ćwiczących obok nas. Niestety, w teście nie pojawił się żaden model słuchawek, który łączyłby wyjątkowo wysoką jakość dźwięku z naprawdę dobrą ergonomią.

Najlepszy kompromis to model MDR G64SL firmy Sony – sprzęt typu „behind-neck”, wyposażony w pałąk opierający się o tył głowy. Dzięki temu, muszle słuchawkowe utrzymują się pewnie na uszach. Jakość dźwięku jest dobra, ale słuchawki nie są wyjątkowo mocne w reprodukcji basów. Przyjemność w cenie Najlepszy wynik w teście jakości dźwięku osiągnęły słuchawki Creative EP-630. Przenoszenie częstotliwości jest prawie liniowe, słuchawki te jedynie podkreślają silniej basy, jest to jednak bardziej kwestia gustu niż jakości. Firma Creative poradziła sobie też bardzo dobrze z akustycznym odizolowaniem przewodów. Dla osoby poruszającej się ze słuchawkami, tło składające się ze szmerów, odgłosów tarcia i drapania może być drażniące. Kolejną zaletą słuchawek EP-630 jest gumowy kabel.

Szukasz dobrego rozwiązania do wysyłania darmowych smsów przez internet: polecamy stronę darmowa bramka sms

Gumowa izolacja sprawia, że kable się mniej plączą i nie tworzą węzłów. Jeżeli nie lubimy słuchawek dousznych, a mimo wszystko nie chcemy zrezygnować z dobrej jakości dźwięku, to godny polecenia jest model MDR G64SL firmy Sony. Cechuje go m.in. dość neutralne brzmienie. Uzyskane wyniki pomiarów potwierdzają wrażenia słuchowe: minimalne zniekształcenia oraz bardzo jednostajne pasmo częstotliwości zapewniają dobry odbiór dźwięku. Pomiędzy dźwiękiem a wygodą Odnalezienie złotego środka jest faktycznie trudne – albo jakość dźwięku jest przekonująca, albo słuchawki dobrze leżą i nie przeszkadzają w ruchu, za to słabo odtwarzają muzykę. Są jednak producenci, którym udało się połączyć obie te cechy. Konstruują wysokiej klasy słuchawki, które jednocześnie są wygodne.

Tu na pierwszym miejscu plasują się słuchawki marki Apple iPod. W kwestii dźwięku słuchawki Apple’a muszą obejść się w dużej mierze bez basów. Z drugiej strony, dobrze odtwarzane i wyraźnie zarysowane są tony wysokie i średnie. Możemy dopomóc słuchawkom marki Apple w przestrzeni basów, dzięki urządzeniu iPod Ear-Jams firmy Griffin. Są to plastikowe elementy nakładane na słuchawki, które możemy nabyć za około 35 złotych. Słuchawki z dodatkowym elementem działają o wiele głośniej i oferują nam mocniejsze basy. Tracą one jednak dokładnie to, co uprzednio było ich zaletą: dobre i przede wszystkim przejrzyste oddanie tonów średnich i wysokich. Nie tylko słuchawki Słuchawki to najbardziej oczywiste akcesorium, przeznaczone do przenośnego sprzętu grającego. Nie znaczy to jednak, że jest to jedyna rzecz, którą możemy dokupić, by czerpać jeszcze więcej przyjemności ze słuchania muzyki w formacie MP3.

Większość dodatków pasuje do wszystkich (lub prawie wszystkich) dostępnych na rynku odtwarzaczy, ale prawdziwym królem akcesoriów jest iPod. Słuchawki to nie jedyny sposób na słuchanie muzyki w drodze. Na działkę albo pod namiot możemy zabrać też nieduże, przenośne głośniki. Oczywiście, żadne z nich nie zagrają jak sprzęt hi-fi, czy nawet przeciętna miniwieża. Mamy więc wybór – albo jakość, albo przenośność. Tego typu urządzenia oferuje wiele firm. Nam do gustu przypadło szczególnie iStation, oferowane przez firmę Logic3. Konstrukcja składa się z dwóch głośników stereo i subwoofera(!), zamkniętych w jednej, składanej obudowie. iStation, kosztująca ok. 250 zł, może służyć również za ładowarkę i stację dokującą do iPoda (złącza USB i FireWire), co wcale nie przekreśla możliwości podłączenia innego odtwarzacza MP3 (przez złącze słuchawkowe). Zasilanie – z gniazdka lub czterech baterii AA.

Głośniki przenośne Logitecha – mm22 nie mają subwoofera i nie naładują iPoda, ale są też o 100 zł tańsze i wyposażone w elegancki pokrowiec podróżny. Przenośne głośniczki oferuje również Creative (seria TravelSound). Posiadacze kolorowych odtwarzaczy Creative Zen Micro i Zen Nano Plus mogą dobrać sobie coś „pod kolor” z gamy wielobarwnych głośników Vivid tej samej firmy. Vivid 60 i Vivid 80 to niedrogie (90–130 zł) kolumienki stereo, które nie zajmują wiele miejsca, ale nie szokują też jakością dźwięku. Mimo niewielkich rozmiarów, nie jest to sprzęt w pełni przenośny – brakuje zasilania z baterii. Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, by do Vividów podłączyć dowolny odtwarzacz MP3. MP3 w samochodzie Podłączenie odtwarzacza MP3 do samochodowego systemu audio może być skomplikowane, jeśli nasze radio nie jest wyposażone w wejście liniowe (line-in) w postaci gniazdka minijack.

Mamy wybór między dwoma konkurencyjnymi rozwiązaniami. Ci z nas, którzy mają w autach odtwarzacze kasetowe, powinni zdecydować się na zakup kasety – adaptera. Włożona do kieszeni radia przenosi dźwięk z podłączonego do niej dowolnego odtwarzacza. Takie kasety kosztują już od około 20 zł i są dostępne praktycznie we wszystkich większych sklepach z elektroniką. Z kolei posiadacze samochodowych radioodbiorników z CD są skazani na miniaturowe transmitery FM. Te niewielkie urządzenia o zasięgu kilku metrów przekazują muzykę do radia za pośrednictwem fal FM. Wystarczy odnaleźć wolną częstotliwość i nastroić na nią transmiter oraz radioodbiornik. Niestety, transmitery oferują zwykle niższą jakość dźwięku niż kasety–adaptery. Zdalna kontrola Przekazać dźwięk to dopiero połowa sukcesu.

Dobrze byłoby też zachować kontrolę nad odtwarzaczem, nawet gdy ten leży na drugim końcu pokoju albo na dnie przepastnej torby. Najprostsze rozwiązanie to piloty umieszczone na kablu słuchawek. Takie piloty są dostępne m.in. do odtwarzaczy Zen Micro i Zen Sleek (Creative), X5 (iAudio) czy starszych modeli iPodów (najnowsze iPody pozbawione są rozszerzonego złącza słuchawek). Posiadacze iPodów mogą wybierać spośród kilku różnych pilotów bezprzewodowych (radiowych i na podczerwień) oraz specjalnych stacji dokujących wyposażonych w sterowanie pilotem. Koszt to zwykle ok. 200 zł.

Zaszufladkowano do kategorii Bez kategorii | Dodaj komentarz

Jak wyszukiwać informacje w Internecie

Internet sprawił, że z domowych pieleszy możemy uzyskać błyskawiczny dostęp do wszelkich możliwych informacji. Oczywiście pod warunkiem, że umiemy je znaleźć.

Internet jest tworem chaotycznym. Choć wielu porównuje go do ogólnoświatowej biblioteki, tak naprawdę jednak nie ma z nią nic wspólnego. W bibliotece książki są uporządkowane według przemyślanych i spójnych kryteriów. W Internecie jest dokładnie na odwrót. Gdy myślę o właściwej metaforze struktury informacyjnej Internetu, przychodzi mi na myśl magazyn przy papierni, w którym przechowuje się makulaturę. Większość druków to śmieci, są jednak wśród nich perełki, rzeczy, które warto przeczytać. Jak mamy szczęście, znajdziemy coś ciekawego, innym razem poszukiwania będą bezowocne. Zawartość magazynu cały czas się zmienia. Część rzeczy trafia na przemiał, w tym samym czasie ciężarówki dowożą nowe transporty makulatury. Sieć, mimo pewnych podobieństw, ma nad magazynem fundamentalną przewagę – wyszukiwarki, które indeksują bałagan i tworzą przyjazny interfejs do jego przeczesywania.

STRATEGIA: JAK SZUKAĆ, BY ZNALEŹĆ?

Pierwszą decyzją, jaką musimy podjąć, będzie wybór wyszukiwarki. Jest to bardzo ważne, gdyż od tego zależy skuteczność znajdowania informacji. Którą wyszukiwarkę wybrać? Nowoczesne wyszukiwarki zarówno ogólnoświatowe (Google.com, Yahoo.com, MSN. com), jak i polskie (Netsprint.pl, Onet.pl) są wystarczająco sprawne, abyśmy mogli z ich pomocą znaleźć niezbędne informacje w Internecie. Z wymienionych serwisów zarówno pod względem trafności wyników, jak i wygody na pierwsze miejsce wysuwa się Google. Sprawdza się on perfekcyjnie w przeszukiwaniu informacji typowo polskich, a także stron obcojęzycznych. Dwie największe wyszukiwarki polskie, Netsprint.pl (dostępna m.in. na Wp.pl) oraz Onet.pl, starają się rywalizować ze światowymi potentatami na własnym podwórku; indeksują wyłącznie strony polskie. Niestety, jak wykazały testy przeprowadzone w redakcji, mechanizm wyboru stron do zindeksowania jest niedoskonały i pomija wiele witryn w naszym języku. Przykładem tego błędu mogą być informacje opublikowane w polskojęzycznych blogach w serwisie Blogger.com. W Netsprincie i Onecie ich nie znajdziemy. Dla porównania, Google, gdy ograniczymy wyszukiwanie do stron polskich, bez problemu te teksty wyłapuje, podobnie jak inne polskie teksty na zagranicznych WWW. Z rodzimych serwisów najkorzystniej wypada Netsprint.pl. Jego mechanizm wyszukiwania, po modernizacji przeprowadzonej jesienią 2005 roku, daje bardzo trafne wyniki. Zmiany polegały na dodaniu nowego kryterium sortowania stron. Teraz oprócz analizy występowania słów kluczowych i liczby linków do danej strony, wpływ ma ocena popularności danej strony wśród polskich internautów, na podstawie badania Gemius Megapanel. Piętą achillesową Nestsprinta jest to, że znacznie rzadziej niż Google czy MSN. com indeksuje treść stron. Wyszukiwarki zachodnie wracają do indeksowanej strony co 2–3 dni. Netsprint robi to co kilkanaście dni, za wyjątkiem najpopularniejszych stron, które indeksuje częściej. Wyszukiwarka portalu Onet wypada jeszcze słabiej niż Netsprint. Paradoksem jest to, że z polskimi stronami znacznie lepiej, radzi sobie Yahoo Search, który w Onecie jest ustawiony jako wyszukiwarka stron zagranicznych. Jakość Google jest doceniana przez internautów, którzy wyklikali mu 2. miejsce wśród witryn w polskim Internecie (według PBI/Gemius za sierpień 2005). Używa go 6,5 mln Polaków.

Jak pytać?

Żeby znaleźć, przede wszystkim trzeba wiedzieć, czego szukać. To znaczy, trzeba mieć elementarną wiedzę na dany temat. Jest to niezbędne z dwóch powodów. Po pierwsze, jeśli kompletnie nie będziemy wiedzieli, o co chodzi, nie zdołamy sformułować pytania, które zaprowadzi nas do właściwej strony. Jeśli np. chcemy kupić samochód, musimy znać marki producentów, wiedzieć coś o wyposażeniu, silniku itd. Wpisanie „samochód” do Google, nie przybliży nas do znalezienia oferty, gdyż ilość wyników będzie olbrzymia, a większość z nich nie na temat. Po drugie wiedza jest konieczna do wstępnej oceny wiarygodności znalezionej witryny. Pamiętajmy, że korzystając z Sieci, jesteśmy zdani w tej materii wyłącznie na siebie. Jeśli źle ocenimy wiarygodność informacji, możemy wziąć dyletanckie bzdury za fachową poradę i roznosić je dalej. Dlatego, zanim przystąpimy do wyszukiwania szczegółów, zapoznajmy się z wortalem tematycznym. Znajdziemy go w wyszukiwarce (stosunkowo łatwo) albo w jednym z katalogów stron WWW (np. http://katalog.onet.pl, lub http:// dmoz.org/. Kiedy już mamy pewną wiedzę, przystępujemy do wyszukiwania konkretów. Generalną zasadą poszukiwania w Internecie jest maksymalne zawężanie pytań. Zadawanie pytań ogólnych, typu „aparat cyfrowy” mija się z celem, gdyż na liście wyników znajdziemy miliony trafień. W przypadku przytoczonego terminu aż 1 840 000. Gdy pytanie sformułujemy precyzyjnie, np. Sony DSC V1 Test, zakładając, że chcemy dowiedzieć się czegoś bliższego o tym modelu aparatu, uzyskamy adekwatne informacje. Dobre zapytanie do wyszukiwarki powinno składać się z kilku słów (min. trzech). Jeśli takie pytanie nie przyniesie pożądanego efektu, jedynym sposobem na zawężenie listy trafień jest użycie operatorów logicznych (szczegóły w dalszej części), dzięki którym możemy określić, w jakich zależnościach mają pozostawać poszukiwane słowa kluczowe.

Jak wybierać z wyników?

Mimo imponującego postępu, jaki się dokonał w dziedzinie wyszukiwania, nie zawsze strona, której potrzebujemy, znajdzie się na pierwszym miejscu listy wyników. Zarówno Google, jak i inne wyszukiwarki, jest podatny na „optymalizację”, czyli sztuczne podbijanie pozycji stron. Im większe pieniądze wiążą się z danym słowem kluczowym, tym większe prawdopodobieństwo, że na pierwszym miejscu znajdzie się wyszukiwarkowy spam.

JAK INTERPRETOWAĆ WYNIKI WYSZUKIWANIA GOOGLE? DEFINIUJEMY ZŁOŻONE ZAPYTANIA ZA POMOCĄ FORMULARZA ZAAWANSOWANEGO SZUKANIA

Przykładowowe wyszukiwanie gdy potrzebujemy darmowych sms: darmowa bramka sms 

To pole działa jak wyszukiwarka na stronie głównej. Google zwróci strony, które zawierają wszystkie wymienione terminy. 2 Tutaj możemy określić, ile trafień ma zostać pokazanych na każdej stronie z wynikami. 3 W tym polu możemy wpisać frazę, czyli ciąg słów, które na stronie, jaką spodziewamy się znaleźć, powinny być ułożone w identycznej kolejności. Przydaje się np. do szukania nazwisk. 4 W tym polu wpisujemy słowa, z których przynajmniej jedno powinno znaleźć się na stronie, której szukamy. W praktyce wpisujemy tutaj np. marki produktów. 5 W tym polu wpisujemy słowa, które nie powinny znaleźć się na stronie, jakiej szukamy, np. marki aparatów, które nas nie interesują. 6 Tutaj określamy język poszukiwanej strony WWW. 7 Możemy także określić format pliku, jakiego szukamy. Domyślnie Google przeszukuje wszystkie typy indeksowanych plików. 8 Tutaj możemy określić wiek danej strony, np. żeby recenzja, której szukamy, nie była stara. Niestety, mechanizm nie sprawdza się w wypadku stron generowanych dynamicznie. 1 Liczba trafień, czyli stron, które zawierają dane słowa kluczowe. 2 Odnośnik do strony WWW wyszukanej przez Google. 3 Kontekst, w którym na stronie występują słowa kluczowe. 5 Dzień, w którym ostatni raz indeksował daną stronę. 6 Po kliknięciu w ten link, będziemy mogli zobaczyć kopię strony z podświetlonymi miejscami, gdzie występują słowa kluczowe. 7 Tutaj znajdziemy odnośniki do stron o podobnej treści. 4 URL znalezionej strony. 1 2 3 4 5 6 7 Na co zatem powinniśmy zwracać uwagę, gdy analizujemy trafienia? Przede wszystkim na adres strony. Jeśli orientujemy się, jak wygląda „rynek” serwisów tematycznych na dany temat, na podstawie samej nazwy będziemy mogli zorientować się, jakiego rodzaju informacji możemy się spodziewać się na danej stronie. Następnie powinniśmy spojrzeć na fragment tekstu, który znajduje się poniżej linku z trafieniem, pokazuje on, w jakim kontekście znajdują się wpisane słowa kluczowe. Na tej podstawie możemy ocenić, czy mamy do czynienia z wartościową stroną, czy ze spamem. Spam zwiastują m.in. nazwy domen złożone ze słów kluczowych wyszukiwania albo wielokrotnie powtórzony termin, wreszcie nasze słowo kluczowe położone wśród wielu synonimów lub słów o pokrewnym znaczeniu. Często, żeby znaleźć pożądaną informację, będziemy musieli wchodzić na dziesiątki stron z listy wyników. Jeśli chcemy szybko sprawdzić, jak wygląda rozkład słów kluczowych na stronie, kliknijmy w link Kopia. Spowoduje to wczytanie cache’u strony z serwera Google, na której wszystkie słowa kluczowe będą podświetlone osobnymi kolorami. Żeby poszukać zbliżonych tematycznie stron, można kliknąć w link Podobne strony. Działa on dobrze, przede wszystkim gdy zapytamy o link do głównej strony serwisu. Ponieważ w wynikach mamy głównie odnośniki do podstron, wpiszmy w Google zapytanie „related:www.adresstrony.pl”. Dostaniemy wówczas listę witryn o podobnej treści. Wybieranie właściwej strony z listy wyników jest najtrudniejszą sprawą w wyszukiwaniu. Umiejętność szybkiego dokonania właściwego wyboru przychodzi z czasem i doświadczeniem. Nauczyć się można natomiast, i to stosunkowo szybko, korzystania z udogodnień oferowanych przez Google, które pozwalają bardziej prezyzyjnie zadawać pytanie.

TAKTYKA: GOOGLE W MAŁYM PALCU Tylko nieliczni z nas potrafią w pełni okiełznać moc Google. Sztuczki pokazujące, jak zadawać pytania, żeby wycisnąć z Google informacje, których nie spodziewalibyśmy się tam znaleźć, znajdziemy na stronie http://johnny.ihackstuff.com/. Przeciętny użytkownik nie potrzebuje tak dogłębnej wiedzy o mechanizmie wyszukiwarki. Wystarczy to, o czym piszemy poniżej.

Zaszufladkowano do kategorii Bez kategorii | Dodaj komentarz

Komputerowe prawo jazdy

Żeby wzmocnić swoją pozycję na rynku pracy, można postarać się o dokument świadczący o określonym poziomie wiedzy w danej dziedzinie. W przypadku języka angielskiego standardem są certyfikaty wystawiane przez Uniwersytet w Cambridge m.in. bardzo ceniony przez pracodawców „Advanced”, czyli CAE. Ich odpowiednikiem, jeśli chodzi o umiejętności posługiwania się komputerem, jest Europejski Certyfikat Umiejętności Komputerowych (ang. European Computer Driving Licence), zwany potocznie komputerowym prawem jazdy.

Darmowa bramka sms

Czym jest ECDL? W przeciwieństwie do certyfikatów wystawianych przez firmy, takie jak Microsoft, Novel czy Cisco, nie jest to dokument przeznaczony dla profesjonalistów z dziedziny IT, tylko dla pracowników wykonujących za pomocą komputera swoje codzienne czynności, jak prowadzenie korespondencji, księgowość, itp. Innymi słowy ECDL to świadectwo kwalifikacji pozwalających na efektywną pracę w nowoczesnej firmie. Wiedza, którą trzeba mieć, by zdobyć ECDL, sprowadza się w dużym skrócie do Żeby pokazać pracodawcy, że biegle posługujemy się komputerem, oprogramowaniem biurowym i Internetem, możemy postarać się o Europejski Certyfikat Umiejętności Komputerowych. Żeby uzyskać certyfikat, trzeba zdać siedem egzaminów: 1 Podstawy technik informatycznych 5 Bazy danych 2 Użytkowanie komputerów 6 Grafika menedżerska i prezentacyjna 3 Przetwarzanie tekstów 7 Usługi w sieciach informatycznych 4 Arkusze kalkulacyjne Na zdanie wszystkich egzaminów kandydat ma 3 lata. Koszt każdego z nich to 50 zł dla dorosłych i 40 dla uczącej się młodzieży. Wystawienie dokumentów kosztuje 100 zł, dla młodzieży uczącej się 80 zł, więc ECDL kosztuje łącznie 450 zł (360 zł dla młodzieży). Certyfikat jest ważny bezterminowo.

Szczegółowe informacje na temat zasobu wiedzy wymaganej do zaliczenia egzaminu, kursów przygotowawczych oraz centrów egzaminacyjnych na stronie www.ecdl.com.pl. Gdyby upowszechnił się certyfikat umiejętności komputerowych, taki jak ECDL, bardzo uprościłoby to ocenę kwalifikacji pracownika w tej sferze, tak jak certyfikaty Cambridge ułatwiają ocenę znajomości języka angielskiego. Obecnie musimy na własną rękę sprawdzać, czy kandydat ma wystarczającą wiedzę w dziedzinie obsługi Worda czy Excela, wymaga to zorganizowania osobnego sprawdzianu, co wydłuża rekrutację. Zaletą ECDL, podobnie jak innych międzynarodowych certyfikatów, jest także standaryzacja wiedzy, która pozwala na porównanie możliwości kandydatów pochodzących z różnych krajów. PODRĘCZNIKI DO EGZAMINU znajomości pojęć związanych z budową i działaniem komputera osobistego oraz do umiejętności praktycznych w dziedzinie wykorzystania Windows, oprogramowania biurowego i Internetu. Wymagania są opisane w bardzo szczegółowym, liczącym kilkadziesiąt stron syllabusie (do pobrania ze strony http://212 182.64.77/ ~ecdl/pliki/syllabus_4.pdf). Ten dokument dla osoby starającej się o ECDL jest zbiorem zagadnień do nauczenia, a dla przyszłego pracodawcy źródłem wiedzy o kwalifikacjach kandydata legitymującego się certyfikatem. Kryteria do zaliczenia są identyczne w całej Europie, podobnie jak poziom egzaminu. Dzięki temu ECDL, tak jak certyfikaty językowe Cambridge, jest ważny we wszystkich krajach UE. ECDL został stworzony z inicjatywy Komisji Europejskiej, która w ten sposób chce upowszechnić na europejskim rynku pracy umiejętności związane z obsługą komputera. Wzorem dla tego dokumentu jest Fińskie Komputerowe Prawo Jazdy wydawane od 1992 roku. Proces certyfikacji kontroluje Europejskie Stowarzyszenie Informatyczne (www.cepis. org). Robi to, udzielając licencji narodowym stowarzyszeniom informatycznym, w Polsce jest to PTI (www.pti.org.pl).

Jak zdobyć certyfikat? Żeby zdobyć ECDL, trzeba zaliczyć siedem sprawdzianów. Jeden teoretyczny i sześć praktycznych. Egzaminy są organizowane przez licencjonowanych egzaminatorów. Wszystkie dane kontaktowe można znaleźć na stronie www.ecdl. com.pl, zakładka Egzaminatorzy. Niestety, proces certyfikacji nie jest tani jak na nasze warunki. Egzamin wraz z kompletem dokumentów kosztuje 450 zł (młodzież 380 zł). Jednak mimo wysokiej ceny certyfikaty cieszą się pewnym zainteresowaniem, do 30 września w Polsce wystawiono ich ponad 15 tys. Dla porównania, w Wielkiej Brytanii, która przoduje w adopcji ECDL, wystawiono ich ok. 750 tys. Syllabus certyfikatu jest wykorzystywany przez niektóre uczelnie jako program nauczania informatyki na kierunkach ekonomicznych i społecznych. – W naszym kraju liderem wykorzystania ECDL w edukacji jest Wyższa Szkoła Informatyki i Zarządzania – chwali Marek Miłosz, koordynator projektu w Polsce. Duży procent wszystkich polskich certyfikatów został wydany studentom tej uczelni. Według tego samego programu Najwyższa Izba Kontroli szkoli swoich pracowników. – Zaletą przyjęcia ECDL jako programu nauczania – tłumaczy Marek Miłosz – jest fakt, że wiedza weryfikowana jest przez zewnętrznego egzaminatora. – Zdaniem Miłosza gwarantuje to wysoki poziom szkolenia. Egzaminatorzy nie stosują taryfy ulgowej, przeciętnie odpada co trzeci kandydat. Jak się przygotować? Dla osoby, która ma doświadczenie w pracy biurowej z komputerem, egzaminy są łatwe. Gorzej, gdy posiadaczem komputerowego prawa jazdy chciałby się stać ktoś, kto ma o niej mgliste pojęcie, choćby dlatego, że zdolność kandydata do efektywnej pracy z edytorem tekstu czy arkuszem kalkulacyjnym sprawdza się na podstawie MS Office’a. Żeby przygotować się do egzaminów, wystarczy w zupełności wiedza z plików Help. Tym, którzy nie lubią uczyć się z ekranu komputera, można polecić serię książek obejmujących materiał ze wszystkich części egzaminu na ECDL (patrz ramka „Podręczniki do egzaminu”). Przykładowe zadania z egzaminów możemy znaleźć na stronie http://portal.wsiz.rzeszow.pl/strona.aspx?id=84,9.

Jeśli kandydat nie czuje się na siłach, aby samodzielnie uzupełniać umiejętności, może zapisać się na kurs. Są one organizowane na uniwersytetach oraz przez firmy szkoleniowe. Listę ośrodków, które posiadają rekomendację Polskiego Towarzystwa Informatycznego, znajdziemy na stronie: www.pti.org.pl/certyfikaty.php. ECDL w oczach pracodawców Fakt, że kandydat posiada ECDL, powinien być dla pracodawcy informacją o wszechstronnych umiejętnościach obsługi komputera, oprogramowania biurowego i Internetu, które są potwierdzone przez niezależnego egzaminatora. Niestety, w naszych warunkach nie jest. Marek Miłosz przyznaje, że jak na razie większość pracodawców nie zdaje sobie sprawy z istnienia takiego certyfikatu. Potwierdza to Jarosław Bartosik, wicedyrektor ds. rekrutacji firmy Work Service. – Nie spotkaliśmy się jeszcze z sytuacją, w której pracodawca, zlecając nam rekrutację, oczekiwałby od pracowników posiadania takiego dokumentu – mówi. Niektórzy specjaliści zajmujący się rekrutacją lekceważą tego rodzaju dokumenty. – Gdybym znalazła w CV kandydata informacje o takim certyfikacie, nie zrobiłoby to na mnie wrażenia. – twierdzi Monika Iwonek z Jobpilot.pl. Jej zdaniem obsługa komputerów w czasach, gdy każdy ma w domu peceta, jest umiejętnością oczywistą. – Zresztą, jeśli ktoś czegoś nie umie, szybko się nauczy, w końcu do pracy w biurze nie trzeba mieć wyrafinowanych umiejętności – dodaje. Badania przeprowadzone przez brytyjskie biuro ECDL wykazały, że osoba z certyfikatem oszczędza dziennie 37 minut czasu pracy, który inaczej spędziłaby na walce z komputerem.

Zaszufladkowano do kategorii Bez kategorii | Dodaj komentarz

Ginące profesje – kowalstwo

Jesteśmy świadkami niknięcia z zawodowej mapy Polski wielu niezbędnych niegdyś dla życia codziennego profesji. Kto z dzisiejszych ,,małolatów’ ’ wie np. czym różnił się stolarz od cieśli czy stelmacha, snycerza czy bendarza, biorąc pod uwagę, że wszystkie te zawody zajmują się obróbką drewna n Do niedawna nie można było sobie wyobrazić dużej wsi bez kuźni. Obecnie rzadko gdzie warsztat kowalski istnieje. Dlaczego? Niektórzy wiążą ten fakt ze spadkiem ilości koni, których podkuwaniem zajmowali się kowale, i wozów konnych. Inni tłumaczą to powstaniem uniwersalniejszych warsztatów np. przy POM-ach. gdzie część zleceń wykonuje się poprzez prowadzenie serwisu części zamiennych, a prace kowalskie zastępuje się choćby przez obróbkę skrawaniem…

A przecież kowalstwo to jedna z najstarszych profesji, jakimi parała się ludzkość. Znakomity kulturoznawca Mircea Eliade doszukuje się w pierwotnym kowalstwie cech szamańsko-magicznych. Człowiek obdarzony zdolnością przekuwania bezkształtnej metalowej masy w broń i narzędzia, dające w tych niezwykle ciężkich czasach szansę przetrwania, był niemal półbogiem dla swego otoczenia i miał na nie ogromny wpływ. Stąd też zazdrośnie strzegł swych sekretów, przekazując je tylko swemu potomstwu, czym zapewniał mu szacunek otoczenia i mocną pozycję ekonomiczną w grupie. Z czasem ilość warsztatów kowalskich rosła i pojawiło się zapotrzebowanie na jakość produkcji. Nie wystarczyło już umieć wykuć miecz musiał on być zdecydowanie lepszy od innych przeciętnych wyrobów. Tu musiała ..zadziałać” inteligencja i zdolność do wnikliwej obserwacji połączonej z umiejętnością wyciągania praktycznych wniosków. Z czasem lepsi kowale wyspecjalizowali się tworząc arystokrację kowalską płatnerzy, zajmujących się wykuwaniem broni i zbroi. Interesującym faktem jest, że do trwałości i doskonałości broni dochodzono podobnymi metodami poprzez dokładne, wielokrotne przekuwanie przeznaczonego na klingę metalu. Znakomity polski znawca Dalekiego Wschodu Wacław Sieroszewski opisuje japońskigo płatnerza, który miał przekuwać materiał klingi dziesięć lat! Inaczej do niezwykłej elastyczności dochodzili kowale produkujący stal damasceńską* zwaną też damastem.

Skuwałi oni ponoć liny stalowe splecione z drutów stalowych o różnej twardości. Procesy obróbki kowalskiej występowały także w rusznikarstwie pierwsze lufy broni palnej skuwano na pręcie z drutów lub pasków metalu. Inną ciekawą gałęzią kowalstwa jest kowalstwo artystyczne. Nie sposób opanować uczucia podziwu dla wspaniałych dzieł mistrzów kowalskich wykuwających roślinne ornamenty krat, balustrad, ram kominków, ozdobne kandelabry, świeczniki… A jednak fach ten ginie, i to błyskawicznie. Ci, co w nim jeszcze zostali to mistrzowie kochający swoją profesję. Właśnie w jednej z takich zabytkowych kuźni zrobiliśmy nasze zdjęcia. Funkcjonuje ona w Dzietrznikach koło Wielunia, a jej właścicielem jest osiemdziesięciokilkuletni pan Ignacy. Nie ma już siły, by podkuwać konie, lecz wykonuje bardzo piękne drobne przedmioty, ścianę jego kuźni zdobią liczne dyplomy, dokumentujące nagrody uzyskane w konkursach folklorystycznych dla kowali. Sam pan Ignacy z przyjemnością wspomina czasy, gdy podkuwał ułańskie konie, zwłaszcza w ,,miarowe” (robione na miarę konkretnego kopyta) podkowy odlewane specjalnie z łusek artyleryjskich (kopyto konia od twardej podkowy w długim marszu może się odparzyć!). Pewien oficer otrzymał nawet specjalną nagrodę, gdyż na takim „miarowo” podkutym koniu przejechał ponad 1000 km! Obecnie kuźnia oczekuje na następcę pana Ignacego jego wnuka. Może więc choć ten zabytkowy obiekt nie zaginie z kowalskiej mapy Polski. Tylko koni, tylko koni żal…

Sponsorem notki jest: darmowa bramka sms

Zaszufladkowano do kategorii Bez kategorii | Dodaj komentarz

Rosiczki, jak żyją, jak rozmnażają się, itp

Skurcz lepkich liści i uwięziona pomiędzy nimi mucha nie ma już szans! Zalewająca ją kleista ciecz zapoczątkowuje proces trawienia. Dlaczego jednak roślinna pułapka na owady ma zielone liście oznakę samożywności w wyniku zdolności do fotosyntezy? Czyżby ich polowanie miało charakter hobby, a nie było twardą życiową koniecznością? Rosiczki mogą same wytwarzać cukier, ale rosną na torfowisku, gdzie podłoże jest kwaśne, gleby i woda są ubogie w sole azotowe, a każdej roślinie do budowy białka potrzebny jest azot. Rośliny pobierają sole azotowe korzeniami z gleby wraz z wodą. Rośliny rosnące w środowisku ubogim w sole azotowe muszą sobie radzić inaczej, łapią więc drobne zwierzęta, trawią je i wydobywają z nich białko, aby po przerobieniu wykorzystać we własnych komórkach. Jest to forma przystosowania rośliny do warunków życia.

W Polsce występują trzy gatunki rosiczek: rosiczka okrągłolistna (Drosera rotundifolia), rosiczka pośrednia (D. intermedia) i rosiczka długolistna (D. anglica). Rosiczki są niewielkimi bylinami. Liście ich tworzą rozetkę, ze środka której wyrasta prosto wzniesiony pęd kwiatonośny. Kwitną od czerwca do sierpnia. Kwiaty są samopylne. Organami chwytnymi rosiczek są liście. Rosiczka okrągłolistna ma liście koliste, osadzone na długich ogonkach, rosiczka długolistna ma liście taśmowatołopatkowe, a rosiczka pośrednia ma liście odwrotnie jajowate lub łopatkowate. Na górnej stronie liścia znajdują się liczne długie, czerwone włoski, każdy zakończony niewielką główką, na której lśni kropelka przezroczystej cieczy przypominająca kroplę rosy. Ciecz wydzielają włoski gruczołowe, jest ona lepka, o miodowym zapachu. Kropelki pełnią rolę tzw. powabni i do złudzenia imitują kropelki nektaru. Owad, który niebacznie siądzie na liściu, przykleja się do niego.

Chcąc się uwolnić ze zdradzieckiej pułapki, wykonuje gwałtowne ruchy, przez co oblepia się coraz bardziej. Podrażnione włoski nachylają się ku ciału nieszczęsnej ofiary, przyciskając je do blaszki liściowej, a gruczoły wydzielają teraz enzymy rozkładające białko, dzięki czemu następuje trawienie przez roślinę miękkich części ciała ofiary. Powstały w ten sposób pożywny sok zostaje wchłonięty przez włoski, po czym liść powoli wraca do normalnego stanu. Nie strawione resztki pozostają na blaszce liściowej i są zdmuchiwane przez wiatr. Reakcja włosków gruczołowych rosiczki jest krótka i trwa ok. 10 sek„ przy czym w ciągu minuty od schwytania owada włoski gruczołowe wyginają się prawie o 180 stopni.

Rosiczka reaguje niezwykle szybko, jednakże reakcja nie następuje na skutek saipego tylko podrażnienia włosków. Wprowadzone obce ciało musi zawierać substancje białkowe. Roślina nie reaguje na dotykanie na przykład kawałkiem drewna, papierową kulką itp. Stwierdzono, że enzymy trawiące białko nie pochodzą wyłącznie z gruczołów rosiczki, część wytwarzają bakterie żyjące z nią w symbiozie. Rosiczka okrągłolistna i pośrednia rosną c zęsto obok siebie na torfowisku, a pomimo to nie konkurują ze sobą, zajmują bowiem inne nisze ekologiczne. Rosiczka okrągłolistna rośnie na pagórkowatych poduchach mchów torfowców. Jej liście są ułożone na podłożu płasko. Rosiczka pośrednia zajmuje stanowiska niżej położone rowki wypełnione wodą. Jej liście są wzniesione ku górze. Rosiczka okrągłolistna swymi przyziemnie ułożonymi liśćmi chwyta głównie zwierzęta biegające, takie, jak np. pająki i roztocza.

Rosiczka pośrednia, która ma liście wzniesione, łapie owady latające, takie jak np. ważki i muchówki. Mikroklimat ich stanowisk także różni się. Wiosną wzniesione ponad wodę poduchy mchów absorbując promienie słoneczne nagrzewają się i dlatego temperatura jest tam wyższa niż w niżej leżących wypełnionych wodą rowkach. Rosiczka okrągłolistna „budzi” się z zimowego spoczynku wcześniej o 2-3 tygodnie niż rosiczka pośrednia. Łapie wtedy owady, które występują masowo w tym czasie, a które już nie występują kiedy rosiczka pośrednia staje się aktywna. Pomiędzy rosiczkami uganiają się mrówki. Zatrzymują się przy liściach chwytnych i sprawdzają, czy nie znajduje się w nich ofiara. Gdy jest, próbują ją natychmiast uwolnić z lepkiej pułapki, żeby ją zjeść. Jeżeli ofiara jest zbyt duża, alarmują „koleżanki” z gniazda, które natychmiast przystępują do akcji. Mrówki podczas rabunku stają się także nieraz ofiarami, jeżeli zamiast ostrożnie omijać włoski gruczołowe przyklejają się do nich. Stwierdzono, że wskutek rabunku rosiczka okrągłolistna traci 75% swej zdobyczy, podczas gdy rosiczka pośrednia tylko 5%. Jest ona bardziej bezpieczna przed rabusiami ponieważ stoi w wodzie.

Każda mrówka żyjąca na torfowisku znosi do mrowiska ciężary przekraczające nieraz 6-krotnie ciężar jej ciała. Okradając ze zdobyczy rosiczki, mrówki zjadają ofiary, których same nigdy nie mogłyby upolować, bo muchówki, ważki i chrząszcze poruszają się zbyt szybko. Inną taktykę w okradaniu rosiczek stosuje maleńki skoczek Macrosteles ossionnilssoni. Wybrał on sobie niebezpieczne liście rosiczki za „mieszkanie”. Siada na odwrotnej stronie liścia, która nie jest wrażliwa na dotyk. Lądowanie z rozpostartymi skrzydłami na odwrotnej stronie liścia byłoby zbyt niebezpieczne i dlatego zawsze ląduje na ogonku liścia, skąd następnie przechodzi na jego dolną stronę. Jeżeli jest nieostrożny staje się ofiarą rosiczki. Skoczki żywią się sokiem roślinnym, a ponieważ żyją na torfowiskach, mają także problemy z niedostatkiem azotu. Jeżeli rosiczka trawi i wchłania soki powstałe ze swej ofiary, skoczek nakłuwa liść na dolnej stronie i korzysta z soku bogatego w związki azotowe. Jest to także dla skoczka sposób obrony przed drapieżnikami. Jeżeli np. muchówka zaatakuje skoczka, to zostaje schwytana do pułapki rosiczki, a z jej strawionego ciała korzysta skoczek. W przyrodzie istnieje wiele powiązań między różnymi organizmami, których jeszcze nie poznaliśmy. Niszcząc biotopy zubażamy bezpowrotnie przyrodę…

Zaszufladkowano do kategorii Bez kategorii | Dodaj komentarz

Podmorskie wulkany

Nad południowym Pacyfikiem rozciąga się przepiękne, bezchmurne i błękitne niebo.  Do krańców  horyzontu widać tylko wodę, która nagle zaczyna bulgotać. Z jej głębin wyłaniają się czerwone płomienie a ona sama zmienia kolor na zielony. Na grzbietach wzburzonych fal płynie czarny popiół a w powietrzu roznosi się wstrętny zapach siarkowodoru.  Uczeni  ze  statku badawczego  „Suroit”  mogą  obserwować wspaniały spektakl Natury: wybuch podwodnego wulkanu. W obserwatorium geofizycznym Pape- ete na Tahiti sejsmografy po raz kolejny zarejestrowały  wstrząsy  skorupy  ziemskiej. Nie jest to nowość dla pracujących tu geofizyków – wyspy Polinezji należą do aktywnych obszarów wulkanicznych Ziemi. Wybuch podwodnego wulkanu był łatwy do zlokalizowania: 140° dł. zach. i 29° szer. pd. Wulkan Macdonald, który tu się właśnie wznosi z dna morza, jest ostatnim aktywnym ogniwem łańcucha wygasłych już podmorskich wulkanów.

Tylko dzięki przypadkowi świadkami tego wybuchu są naukowcy z Francji i Niemiec, prowadzący teraz badania z pokładu statku badawczego. Gdy kilka dni temu statek ten opuszczał Tahiti udając się na południe, nikt nie przewidywał wybuchu nowego wulkanu. Odkrycie wulkanu Macdonald, wystającego ponad 4000 m nad dnem morza, a mimo to nie sięgającego jego powierzchni, nastąpiło przed 20 laty. Pomiary sejsmiczne pozwoliły na lokalizację działalności wulkanicznej w południowej części wysp Austral, lecz z powodu braku map topograficznych dna nie wiedziano, co dzieje się pod powierzchnią wody. Dopiero przeprowadzenie  studiów  morfologicznych m.in. za pomocą statku badawczego „Son- ne”, który przez trzy lata krążył pomiędzy wyspami Austral, pozwoliło na opracowanie dokładnej mapy dna morskiego, a tym samym lokalizację wulkanów. Za pomocą echolotu  „Seabeam”  dno  morza  zostało systematycznie odwzorowane. Na podstawie czasu, jaki potrzebny jest falom sejsmicznym na wędrówkę do dna morskiego i z powrotem komputer pokładowy obliczał głębokość oceanu i wykreślał trójwymiarowy obraz jego dna.

Efektem tej wyprawy był wniosek, że dokładnie w tym miejscu, w którym geofizycy zanotowali  działalność sejsmiczną, istnieje duże wybrzuszenie dna morskiego. Byi to właśnie nasz podwodny wulkan –  Macdonald Seamoiint. Takie podwodne góry są od dawna znane geologom – zapis w książce pokładowej HMS „Challenger” dokumentuje  odkrycie  wulkanów  morskich już przed ponad 100 laty, jednak wówczas można było obserwować tylko takie wulkany, które wystawały ponad powierzchnię  oceanu.  Dzięki  nowoczesnej technice badania dna morskiego (np. za pomocą „Seabeam”) w ostatnich latach powstał dokładny obraz dna oceanów. Badania te były potwierdzeniem hipotezy, że głęboko pod powierzchnią wody Ziemia kipi. Długi na dziesiątki tysięcy kilometrów i wysoki na ponad 3000 m środko- wooceaniczny grzbiet górski wygląda jak zespawane  miejsce  w  oceanie.  Przez szczeliny jego grzbietu wypływa z wnętrza Ziemi gorący materiał w postaci lawy.

Pasma wulkaniczne na dnie oceanu stanowią rodzaj „fabryki” tworzącej nowe dno morskie. Według teorii tektonicznych płyt, dna morskie są przesuwane w stronę kontynentów jak na taśmociągu. Tam opuszczają się do wnętrza Ziemi, a na grzbietach środkowooceanicznych poprzez napływ lawy tworzy się nowe dno oceanu. Również w znacznej odległości od środkowooceanicznych grzbietów wyzwalana jest aktywność wulkaniczna, wznoszą się tam  podwodne  wulkany.  Czasami  ich szczyty  wystają  ponad  powierzchnię wody, ale częściej znajdują się pod nią. Tak jest również w wypadku Macdonalda. Jednak wszystkie te wulkany mają jedną cechę wspólną: nie występują pojedynczo, lecz jak sznur pereł układają się w łańcuch. Wyniki badań skał wskazują na różnice wieku poszczególnych części łańcuchów  wulkanów  podmorskich.  Klasycznym tego przykładem jest łańcuch wysp hawajskich. Gdy wulkan Mounakea na Hawajach o wysokości 4200 m npm jest ciągle aktywny, wulkany na sąsiednich wyspach już dawno wygasły. Im większy jest odstęp od aktywnego do młodszego wulkanu, tym starsze są cząstki podwodnego łańcucha, lecz wszystkie one są geologicznie młodsze od otaczającego je dna oceanu.

Powstawanie  tych  młodszych,  aktywnych wulkanów wyjaśnia teoria płyt tektonicznych. Gorące miejsca na Ziemi, tzw. Hot-Spots są odpowiedzialne za powstanie wulkanicznych wysepek. W nich to właśnie poprzez płaszcz Ziemi przebiła się magma. Oceaniczny „taśmociąg” przesuwa skorupę dna oceanu na południowym Pacyfiku z prędkością 10 cm/rok ponad zakotwiczone  w  płaszczu  Ziemi  gorące punkty. Nie zawsze jednak skorupa dna oceanu wędruje w jednakowym kierunku. Gdy nastąpi zmiana w położeniu grzbietu środkowooceanicznego,  to  kierunek  ten zobrazowany jest w postaci  łańcuchów podwodnych  gór,  powstających  ponad punktami geotermicznymi. Specjaliści od tektoniki   płytowej,   poprzez   badania współczesnych miejsc występowania takich wysepek, próbują nakreślić ruchy o- ceanów w ich dawniejszych stadiach. Np. w wypadku Wysp Hawajskich kierunek przesuwu dna oceanu zmienił się: łańcuch pokazuje wyraźne zagięcie.

Wróćmy jednak do narodzin jednego z podwodnych  szczytów.  Ciśnienie  mas wody znajdujących się ponad dnem oceanu osłabia eksplozje wulkanu. Ze szczelin wypływa tylko  rzadka lawa. Ostudzona przez morską wodę tworzy tzw. struktury poduszkowe. Tak długo jak wulkan znajduje się ponad „gorącym punktem” zasilany jest nowym ładunkiem magmy. Aż do momentu przesunięcia się dna oceanu w kierunku kontynentu może znajdujący się nad nim wulkan osiągnąć wysokość tysięcy metrów. Im bliżej powierzchni wody znajduje się wierzchołek, tym mniej oddziałuje ciśnienie wody. Lawa nie wypływa już wtedy wolno, lecz wytryska, jest wyrzucana z krateru i „odkładana” na zboczach wulkanu. Woda morska, przez rysy i szczeliny, wdziera się do wnętrza docierając aż do głębi wulkanu – komory magmy. Ciśnienie pary wewnątrz wulkanu może więc osiągnąć takie wielkości, które mogą spowodować  rozsadzenie  części  góry. Brzeg obserwowanego ze statku „Suroit” podwodnego szczytu Macdonald znajduje się 40 m pod powierzchnią oceanu. Płynące gazy i ciemny popiół wyrzucane są aż na powierzchnię wody, dostarczając naukowcom materiału od badań chemicznych i fizycznych aktywności wulkanicznej. Za pomocą sond mierzono bezpośrednio z pokładu statku stopień kwasowości i temperaturę wody morskiej.

Specjaliści od badań wody, by wykonać dokładne analizy w laboratorium, pobierali próbki z różnych głębokości. Wyniki były bardzo ciekawe – w próbkach wody pobranych z głębokości 150  m  stwierdzono  dużą  koncentrację siarkowodoru, przy jednoczesnym zwiększeniu prawie tysiąc razy zawartości metanu. Jak na razie nie potrafiono jeszcze wytłumaczyć  tak  wielkiej  koncentracji metanu – czy wydobywa się on bezpośrednio z głębi płaszcza Ziemi, czy powstaje wewnątrz wulkanu w wyniku procesów chemicznych. Również bakterie ciepłolubne Archae, które mikrobiolodzy odkryli w tych gorących wodach, mogą wytwarzać metan. Odkrycie tych bakterii w Pacyfiku było dużym zaskoczeniem dla naukowców. Dotychczas znano tego typu wysokotemperaturowe bakterie wyłącznie z gorących źródeł Morza Śródziemnego. Jak przedostały się one na drugą półkulę można wyłącznie spekulować. Przypuszcza się, że podczas wybuchu jednego z podmorskich wulkanów zostały wyrzucone, a następnie przeniesione przez prądy morskie. W zimnej wodzie morskiej bakterie te mogą przeżyć całe lata w stanie „uśpionym”. Gdy dotrą do wody gorącej np. w pobliżu aktywnego wulkanu,  mogą  się  znów  rozmnażać. Wśród łańcuchów podwodnych wulkanów południowego Pacyfiku ciepłolubne bakterie Archae znajdują dla siebie doskonałą przestrzeń życiową.

Dla zwierząt wyżej rozwiniętych  środowisko  to  może  być śmiertelne: podczas wybuchu Macdonalda zadusiły się  całe ławice meduz, unicestwione przez popiół i siarkowodór… Aby dokładnie zbadać skutki wybuchu wulkanu mimo grożącego niebezpieczeństwa, następnego dnia na pokładzie mini- łodzi podwodnej „Cyane” naukowcy udali się na dno morza. Pomimo wydobywających się wokół pęcherzy gazów łódź zbliżyła się bezpośrednio do krateru wulkanu. Za pomocą tzw. ramienia pobrano próbki skamieniałej lawy. Ich badanie przeprowadzono wiele tygodni później w laboratorium na uniwersytecie w Kilonii. Pod mikroskopem  elektronowym  rastrowym zostały odkryte maleńkie cząstki szkliwa –  materiału  wulkanicznego,  który  tak szybko się zestalił, że nie zdążył utworzyć kryształów. W próbkach znajdowały się siarczki żelaza, miedź i cynk, które wydobyły się z wnętrza krateru podwodnego wulkanu.

Woda morska, która wdarła się do gorącego wnętrza wulkanu wyługowała te związki i pierwiastki chemiczne ze skały.  Wraz  z  gorącymi,  mineralnymi, hydrotermicznymi  roztworami  dotarły one do krateru. Gdy gorący płyn zetknie się z zimną wodą morską, wówczas metale są strącane na dno w postaci małych kryształków lub też tworzą tzw. struktury słupowe. Łódź podwodna poruszała się wewnątrz pola hydrotermicznego, tak jakby znajdowała się pośród drzew – wspominają naukowcy. Dopóki wulkan nie jest całkowicie wygaszony, stale dopływa tu gorąca ciecz. Zawiera ona metale, siarczki i krzemki i tym samym zmienia skład chemiczny skał. W wyniku tego procesu, skały podwodnych gór są bogate w elementy alkaliczne, takie jak wapń i sód, i dzięki temu nazwane bazaltami alkalicznymi. Naukowcy kontynuują próby zgłębienia kolejnych tajemnic powstawania podwodnych wulkanów –  Seamounts. Obecnie są zdania, że  magma  z gorących punktów jest zasilana resztkami skorupy kontynentalnej. W czasie kolejnych faz istnienia Ziemi dostały się one do jej płaszcza, gdzie zostały stopione i wymieszane. Lecz jak naprawdę powstaje magma i dlaczego wydobywa się właśnie w tych, a nie innych miejscach skorupy pozostaje nadal tajemnicą naszej planety.

Zaszufladkowano do kategorii Bez kategorii | Otagowano , , , , , | Dodaj komentarz