Ginące profesje – kowalstwo

Jesteśmy świadkami niknięcia z zawodowej mapy Polski wielu niezbędnych niegdyś dla życia codziennego profesji. Kto z dzisiejszych ,,małolatów’ ’ wie np. czym różnił się stolarz od cieśli czy stelmacha, snycerza czy bendarza, biorąc pod uwagę, że wszystkie te zawody zajmują się obróbką drewna n Do niedawna nie można było sobie wyobrazić dużej wsi bez kuźni. Obecnie rzadko gdzie warsztat kowalski istnieje. Dlaczego? Niektórzy wiążą ten fakt ze spadkiem ilości koni, których podkuwaniem zajmowali się kowale, i wozów konnych. Inni tłumaczą to powstaniem uniwersalniejszych warsztatów np. przy POM-ach. gdzie część zleceń wykonuje się poprzez prowadzenie serwisu części zamiennych, a prace kowalskie zastępuje się choćby przez obróbkę skrawaniem…

A przecież kowalstwo to jedna z najstarszych profesji, jakimi parała się ludzkość. Znakomity kulturoznawca Mircea Eliade doszukuje się w pierwotnym kowalstwie cech szamańsko-magicznych. Człowiek obdarzony zdolnością przekuwania bezkształtnej metalowej masy w broń i narzędzia, dające w tych niezwykle ciężkich czasach szansę przetrwania, był niemal półbogiem dla swego otoczenia i miał na nie ogromny wpływ. Stąd też zazdrośnie strzegł swych sekretów, przekazując je tylko swemu potomstwu, czym zapewniał mu szacunek otoczenia i mocną pozycję ekonomiczną w grupie. Z czasem ilość warsztatów kowalskich rosła i pojawiło się zapotrzebowanie na jakość produkcji. Nie wystarczyło już umieć wykuć miecz musiał on być zdecydowanie lepszy od innych przeciętnych wyrobów. Tu musiała ..zadziałać” inteligencja i zdolność do wnikliwej obserwacji połączonej z umiejętnością wyciągania praktycznych wniosków. Z czasem lepsi kowale wyspecjalizowali się tworząc arystokrację kowalską płatnerzy, zajmujących się wykuwaniem broni i zbroi. Interesującym faktem jest, że do trwałości i doskonałości broni dochodzono podobnymi metodami poprzez dokładne, wielokrotne przekuwanie przeznaczonego na klingę metalu. Znakomity polski znawca Dalekiego Wschodu Wacław Sieroszewski opisuje japońskigo płatnerza, który miał przekuwać materiał klingi dziesięć lat! Inaczej do niezwykłej elastyczności dochodzili kowale produkujący stal damasceńską* zwaną też damastem.

Skuwałi oni ponoć liny stalowe splecione z drutów stalowych o różnej twardości. Procesy obróbki kowalskiej występowały także w rusznikarstwie pierwsze lufy broni palnej skuwano na pręcie z drutów lub pasków metalu. Inną ciekawą gałęzią kowalstwa jest kowalstwo artystyczne. Nie sposób opanować uczucia podziwu dla wspaniałych dzieł mistrzów kowalskich wykuwających roślinne ornamenty krat, balustrad, ram kominków, ozdobne kandelabry, świeczniki… A jednak fach ten ginie, i to błyskawicznie. Ci, co w nim jeszcze zostali to mistrzowie kochający swoją profesję. Właśnie w jednej z takich zabytkowych kuźni zrobiliśmy nasze zdjęcia. Funkcjonuje ona w Dzietrznikach koło Wielunia, a jej właścicielem jest osiemdziesięciokilkuletni pan Ignacy. Nie ma już siły, by podkuwać konie, lecz wykonuje bardzo piękne drobne przedmioty, ścianę jego kuźni zdobią liczne dyplomy, dokumentujące nagrody uzyskane w konkursach folklorystycznych dla kowali. Sam pan Ignacy z przyjemnością wspomina czasy, gdy podkuwał ułańskie konie, zwłaszcza w ,,miarowe” (robione na miarę konkretnego kopyta) podkowy odlewane specjalnie z łusek artyleryjskich (kopyto konia od twardej podkowy w długim marszu może się odparzyć!). Pewien oficer otrzymał nawet specjalną nagrodę, gdyż na takim „miarowo” podkutym koniu przejechał ponad 1000 km! Obecnie kuźnia oczekuje na następcę pana Ignacego jego wnuka. Może więc choć ten zabytkowy obiekt nie zaginie z kowalskiej mapy Polski. Tylko koni, tylko koni żal…

Sponsorem notki jest: darmowa bramka sms

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz